niedziela, 19 września 2010

Zaległości

Długo mnie tu nie było... Ale nie próżnowałam. Projektowałam , szyłam, kupowałam, czytałam inne blogi i niestety odkryłam dollfie. Z początku uznałam, że to nie dla mnie, bo po pierwsze: ceny :) po drugie : za duże i gdzie je trzymać? Po trzecie zajęta aranżacją domu dla Dynamitek nie miałam czasu myśleć o niczym innym. Ale kiedy znudzona oczekiwaniem na lalki zaczytywałam się blogami o dollfach i jak się tak napatrzyłam na te wszystkie zdjęcia... coś mi tam zaczęło kiełkować. I wymyśliłam, że jednak muszę przynajmniej jedną mieć :) Ale tylko w skali 1 : 4! Wybór do łatwych nie należał, ponieważ jeśli spodobała mi się twarz to ciałko absolutnie nie, i na odwrót. Tak było np. z Sakurą z Rossette: buźka śliczna ale te wydłużone kończyny... ech
Dopiero w lipcu znalazłam ideał. Leirę Milk z A-S. Jest zrobiona ze znienawidzonej przez niektórych francuskiej żywicy, ale mnie to jakoś nie powstrzymało :) Nie będę jej trzymać na parapecie , więc nie powinna szybko zzielenieć, zresztą z tego co czytałam na innych blogach, nawet lalki z lepszego tworzywa mogą zmienić kolor. Pożyjemy zobaczymy. Leira będzie u mnie chyba nie wcześniej niż za 61 dni. Oby nie później :) Przynajmniej mam dość czasu na zrobienie zimowej dioramy.